Gdy zaczęliśmy nasze podróżowanie nigdy nie braliśmy pod uwagę zorganizowanych wycieczek z biur podróży. Wyjątkiem był Egipt 12 lat temu i Chiny (tą wypieszczę wygraliśmy więc innej opcji nie było). Zawsze całe wyjazdowe sprawy załatwialiśmy sami i zawsze staraliśmy się podróżować jak najtaniej, zwiedzając przy okazji jak najwięcej miejsc w danym regionie wyjazdowym.

     Wypożyczanie auta to najlepsza opcja podróżowania, bo można dotrzeć wszędzie tam gdzie się chce i kiedy chce. Nie ograniczają Nas wtedy żadne ramy wycieczkowe, jedzeniowe i czasowe itp.

Dużym bodźcem był też Nasz wyjazd na Islandię gdzie większość nocy (oprócz kilku podczas wyjazdów zimowych) spędzaliśmy śpiąc w aucie. A były to wcale nie jakieś duże auta wyprawowe. Pajero, Duster czy Tucson pozwalały swobodnie podróżować i zrobić z samochodów małe domy. Jak w takich autach się dało to pomyśleliśmy, że van będzie przy tym 5***** hotelem 🙂

     Jeżdżąc po różnych krajach z lekką zazdrością patrzyliśmy na ludzi podróżujących starymi często zdezelowanymi busikami przerobionymi na kampery. Czuć było, że Ci wszyscy ludzie są szczęśliwi i z tyłu głowy narodził się pomysł, żeby kiedyś spróbować takiej formy podróżowania.
Jednak takie typowe wielkie kampery nigdy Nas nie pociągały. Wiedziałem, że często podróżowanie kamperem sprawia kłopoty z parkowaniem, wjeżdżaniem do miast, naliczaniem opłat itp. A my takich kłopotów nigdy nie chcieliśmy. To musiał być van.
Vanlife to zupełnie coś innego. Jestem fotografem dzikiej przyrody i uwielbiam spędzać czas na łonie natury z dala od cywilizacji. Korzysta z tego moja wspaniała rodzina, bo wybieramy miejsca jak najbardziej dzikie i niedostępne. Zawsze dokładnie śledzę mapy i szukam miejsc i dojazdów w mało komercyjne miejsca. Na te bardzo lubiane przez turystów zawsze ruszamy na wschód słońca i ewentualnie wracamy na zachód. Sam gwarny środek dnia wolimy poświęcić na spokojny obiad i odpoczynek. Myślę, że połowę każdego wyjazdu spędzamy właśnie w takich trochę bezludnych lokalizacjach. Podróżowanie vanem czy innym samochodem daje właśnie taką możliwość.

      Przyszedł ten moment, że zacząłem się interesować busami, które będą nadawały się na samodzielną przeróbkę. Nie chciałem od razu wybierać auta o dużych gabarytach, bo niestety sytuacja rodzinna i biznesowa, nie pozwala Nam na całkowitą wolność i zamieszkanie w vanie na stałe lub na kilka miesięcy. To musiało być coś uniwersalnego czym kilka razy w roku ruszymy w podróż, a zarazem będzie służyło czasami jako trzecie zastępcze auto w rodzinie.

     Wybór padł na VW T4 z silnikiem 2.5 TDI.

     Na szukaniu spędziłem wiele dni i godzin, bo w grę wchodziła wersja zarazem najdłuższa jak i najwyższa.

     Podwyższona wersja daje możliwość swobodnego chodzenia w środku bez schylania się, a to jest uważam bardzo duży plus. W części podwyższonej powstało również składane łóżko gdzie śpią Nasze dzieciaki gdy zabieramy je ze sobą.
Auto wypatrzyłem na drugim końcu Polski, ale zarówno stan jak i wstępne rozmowy z właścicielem wyglądały zachęcająco.
Trzeba było jechać. Wybrałem PKP, żeby nie ciągnąć nikogo tak daleko tym bardziej że była akurat majówka.
Po dojechaniu na miejsce okazało się, że T4 wygląda właśnie tak jak miała wyglądać. Zadbana i praktycznie bez korozji, a na dachu wielki napis „amigos” Jedyny minus to fakt, że była to chyba najuboższa wersja jaką spotkałem. Z wyposażenia miała …. wspomaganie kierownicy 🙂
Jednak stan blacharsko-mechaniczny mnie przekonał i do domu wróciłem już nowym rodzinnym autem 🙂

     WV był w środku tzn. jego tylna część cały ogołocony z wszelakiej zabudowy. Bez podłogi, boczków itp. Taki stan rzeczy był mi na rękę, bo i tak zamierzałem całość zbudować od podstaw i przynajmniej zaoszczędziłem czas na zbędnym demontowaniu. Można było się zabrać od razu do roboty.

     Dalsza część historii narodzin Naszego domu na kółkach pod linkiem poniżej…